Dawno, dawno temu żyła sobie pewna królewna, która nie miała jednej
nogi. W ogóle się tego nie wstydziła. Była bardzo dzielna i
wysportowana. Jeździła na wyprawy i na swoim wiernym rumaku pokonywała
najdziksze knieje. Szukała zwierząt, które wpadły w pułapki i
uwalniała je. Wszystkie zwierzęta w lesie znały ją już i kochały.
Królewna opiekowała się też poddanymi Królestwa, uczyła dzieci języka
angielskiego i matematyki a ich mamom pomagała robić piękne korale i
korony. Poza tym miała dyżury w państwowej gospodzie, gdzie robiła
pyszne kanapki z ogórkiem dla skrzatów, krasnali i wróżek, które
mieszkały w Wielkim Lesie.
A gdy nadchodziła sobota ubierała piękne balowe suknie wyszywane
perłami i brylantami i szła na wspaniałe bale, które urządzał jej
ojciec król. Umiała pięknie tańczyć a najbardziej lubiła walca. Każdy
rycerz chciał tylko z nią tańczyć, bo była lekka i zwinna jak żadna
inna panna.
Szczęśliwie i wesoło mijały dni królewny, aż nadszedł dzień, gdy jej
ojciec król, postanowił wydać ją za mąż. Ogłosił w całym Państwie iż
oczekuje się na dzielnych młodzieńców, którzy gotowi są stanąć w
konkury o rękę królewny. Natychmiast do zamku nadjechali dzielni
rycerze, młodzi i starzy, piękni i brzydcy, mądrzy i głupi, bogaci i
biedni, rudzi i łysi, a wszyscy byli bardzo odważni i honorowi. Król
nakazał królewnie posłuchać głosu serca i wybrać męża dla siebie.
Urządził wielki bal, na którym królewna miała poznać wszystkich
i zdecydować, którego wybierze na męża.
Nadszedł dzień balu.
W wielkiej sali balowej zaświecono wspaniałe, kryształowe żyrandole,
ustawiono wielkie wazy z owocami i czekoladą, zebrano nadworną
orkiestrę, a z chwilą, gdy szambelan uderzył w gong, na parkiecie
zaroiło się od wystrojonych w jedwabie, złotogłowia i klejnoty
szlachciców i rycerzy.
Król dał znak i orkiestra zaczęła grać. Na to do sali weszła królewna
w ślicznej, szkarłatnej sukni i złotym pantofelku. Panowie rozstąpili
się i królewna przeszła pomiędzy nimi i stanęła na środku sali.
Rozejrzała się dookoła a panowie nisko jej się kłaniali.
Wtem Lord deŻabą chwycił za szpadę i zaczął wywijać nią młynki, chcąc
zaimponować królewnie. Nagle tak się zamachnął, że zawadził o hrabiego
deFlegmą a ten zachwiał się i runął jak długi na markiza deBulbą.
Markiz zupełnie się tego nie spodziewał, zaczepił ostrogami o płaszcz
lorda deŻabą i wszyscy na dłudzy rozciągnęli się na ziemi.
Królewna, gdy to zobaczyła, złapała się za brzuch i ryknęła wesołym
śmiechem. Śmiała się i śmiała i nie mogła przestać, a ci trzej leżeli
na parkiecie i wywijali nogami w powietrzu.
Wreszcie królewna przestała się śmiać, klasnęła w ręce i ogłosiła:
-- Moi dzielni i wspaniali poddani. To cudowne że tak licznie tu
przybyliście. Mój tata, a wasz król, każdego z was wynagrodzi za to
złotym medalem. Dziś wieczorem możecie bawić na dworze a każdy z was
może tańczyć z moimi paniami dworu oraz jeść owoce i czekoladę. Jutro
zaś zapraszam was na wesele, ponieważ mam już narzeczonego, którego
kocham i jutro wychodzę za niego za mąż. Jest to Jasio, kucharz
z państwowej gospody, który gotuje skrzatom, krasnalom i wróżkom kompot
z malin.
Dzielni wojowie, którzy tak licznie się tu zebrali, z trudem ukrywali
rozczarowanie, ale uradowała ich myśli o złotym, królewskim medalu.
Rozległy się więc gromkie brawa i okrzyki:
-- niech żyje królewna, niech żyje Jasio, niech żyje król!!!
A nazajutrz odbyło się huczne wesele, król pobłogosławił młodych,
którzy zaraz potem wyruszyli na miesiąc miodowy do Wielkiego Lasu.
Potem żyli długo i szczęśliwie, mieli pięcioro dzieci i wszyscy razem
pomagali zwierzętom, dzieciom, skrzatom, krasnalom i wróżkom.
KONIEC